Loading

Gazetka Parafialna nr 41

Picture of Autor

Autor

Ks. prot. mgr Andrzej Opolski

IV Niedziela Wielkiego Postu

Krótkie opisanie żywota Abba Jana, przeora świętej Góry Synaj, Scholastykiem zwanego, męża zaiste świętego, sporządzone przez Daniela mnicha z Raitho, męża czcigodnego i pełnego cnót

Św. Jan Klimak, mnich (Prepodobnyj loann Lestwicznik)

Nie możemy z całkowitą pewnością orzec, w jakim to zacnym grodzie narodził się (około 569 r.)i wychował ów mąż wielki, nim wstąpił na drogę ascezy; to zaś, jaki gród ninie gości w murach swych i strawą duchową posila męża owego czcigodnego, to wszelako jest mi wiadome. Przebywa on w tej godzinie w grodzie tym, o którym powiada Paweł wymowny, wołając: nasze obcowanie na niebiesiech jest (Fil 3,  20); nieziemskimi zmysły syci się on dobrem, którym przesycić się nie sposób i raczy się dobrem niewidzialnym, ducha swego ciesząc jeno Rozumu najwyższego duchowym poznawaniem, otrzymawszy godne zapłaty za swe wielkie czyny i godności najwyższe za brzemię, bez wielkiego wytężenia dźwigane:– schedę z majętności owych wysokich; i na zawsze połączywszy się z tymi, których  noga stała na drodze prostej (Ps 25,  12). Zaś jakimi to sposoby ów śmiertelnik osiągnął wyżyny mocy nieśmiertelnych i zespolił się z nimi – to postaram się wyjaśnić, na ile to możliwe.

Będąc w wieku szesnastu lat cieleśnie, doskonałością zaś rozumu jako tysiącletni – błogosławiony ów złożył siebie samego niczym jakowąś czystą i dobrowolną ofiarę Najwyższemu Arcykapłanowi – i ciałem na Synajską, duszą zaś na niebiańską wspiął się górę; z tym, sądzę, zamiarem, aby od widzialnego onego miejsca mieć pożytek i najlepszą naukę dla osiągnięcia niewidzialnego. Zatem, odcinając się od niegodnej samowoli  poprzez życie ze wspólnotą zakonną, ową mistrzynią dziewic-myśli naszych [por. Jana Klimaka Słowo 10,  3], uzyskawszy dar przecudownej pokory, już u samych początków wysiłku owego szlachetnego, jakże roztropnie odegnał od siebie zniewalającą chęć dogadzania sobie i pewność siebie; bowiem ugiął swój kark i zawierzył się najkunsztowniejszemu nauczycielowi, aby, pod godnym całkowitego zaufania kierunkiem, bez jakiejkolwiek szkody przepływać wzburzone morze wszelakich  namiętności. Okiełznawszy siebie takim sposobem, miał on w sobie duszę jakoby pozbawioną rozumu i woli, w zupełności wolną nawet od przyrodzonych jej własności. A co jeszcze bardziej zadziwiające, że posiadłszy zewnętrzną mądrość, uczył się on niebiańskiej prostoty. Rzecz to wspaniała! Bowiem pyszałkowatości filozofii pogodzić z pokorą nijako się nie da. Potem, po upływie dwunastu lat, wyprawiwszy do Króla Niebieskiego swego nauczyciela jako orędownika i obrońcę, sam obiera śluby milczenia, uzbrojony w silne, dla zburzenia twierdz, oręże – modlitwy wielkiego swego ojca [duchowego]; obrawszy zaś już miejsce dogodne dla wysiłku pustelnictwa o pięć stadiów od Świątyni Pańskiej (miejsce to zwie się Thola, spędził tam czterdzieści lat w niesłabnących wysiłkach, zawsze pałając płomienną gorliwością i gorącym Boskim zapałem. Któż jednak może wyrazić słowami i opiewać mową swą czyny jego, tam dokonane? I jakże naocznie przedstawić wszelaki wysiłek jego, który był siewem tajemnym?… Wszakże, chociażby poprzez niektóre z ważniejszych cnót jego dowiedzmy się o bogactwie ducha owego męża świątobliwego.

Spożywał on wszelkiego rodzaju pożywienie, jakie bez nagany dozwala się stanowi mniszemu, jadał on jednak niezmiernie mało, mądrze krusząc tym, jak sądzę, róg pychy. Takoż to przez niejedzenie częste uciskał wielce panią ową, to jest powłokę cielesną, co tylu rzeczy rozpustnie pożąda – głodem wołając do niej: umilknij, poniechaj!… Przez to zaś, że jadał wszystkiego po trochu tylko, okiełznywał on udrękę miłości własnej; a pustelniczym życiem i odsunięciem się od ludzi wypalił on płomień cielesnego owego paleniska, aż do szczętu żar spopielił się i wygasł zupełnie. Jałmużną i wyrzekaniem się wszelkich potrzeb, mężny ów asceta z męstwem wzgardził bałwochwalstwem, jakim jest chciwość (Kol 3,  5) od cogodzinnej śmierci duchowej, co znaczy – od zwątpienia i gnuśności, jak też wznosił duszę bodąc ją, jak ościeniem, przypominaniem o cielesnej śmierci; a zaś splecenie upodobań  i wszelakich knowań zmysłów unicestwił nie ziemskimi więzami świętego smutku. Udręki gniewu jeszcze wcześniej zostały w nim zabite mieczem posłuszeństwa mniszego, nieskończonym oddaleniem i wiecznym milczeniem zaś jak krwiopijcę-pająka  uśmiercił w sobie dumę . A cóż powiedzieć o tym chwalebnym zwycięstwie, które ów dzielny eremita odniósł nad ósmą panną (to znaczy nad dumą, która pomiędzy głównymi namiętnościami ósmą jest) – Cóż powiedzieć o najpełniejszym oczyszczeniu, które ów Weseleel ślubów zakonnych rozpoczął, zaś Władca niebiańskiego Jeruzalem dokonał poprzez Swoją tu obecność; albowiem bez tego nie może zostać zwyciężony szatan z podległymi mu siłami. Gdzież umieścimy, w tym naszym dziele uwieńczenia, źródło łez jego (dar, przez tak niewielu posiadany), których miejsce tajemnego przelewania po dziś dzień pozostało w odosobnieniu – jest to niewielka pieczara, znajdująca się u podnóża pewnej góry; na tyle była oddalona od jego celi i od wszelkiego ludzkiego siedliska, by wystarczyło dla odgrodzenia słuchu jego od próżności wszelkiej; atoli niebiosów była bliska od szlochów i wołań, co podobne były do tych, które wydają przebijani mieczem albo przypalani rozpalonym żelazem, albo oślepiani. Snu zażywał tyle tylko, ile to konieczne było, aby umysł nie ucierpiał od czuwania, zanim zaś udał się na spoczynek, wielce modlił się i pisał swe księgi; było to jedyne ćwiczenie, które było dlań lekarstwem przeciwko odrętwieniu umysłu. W całej reszcie życie jego było nieustanną modlitwą i płomienną miłością do Boga; albowiem dniem i nocą oglądając Go oczyma duszy w blasku czystości, jakoby w zwierciadle, nie chciał, a raczej nie mógł był się nasycić.

Jeden z mnichów, imieniem Mojżesz, który w podziwie był, patrząc na żywot Jana, gorąco go prosił, aby przyjął go do siebie jako ucznia i pokierował na drogę prawdziwej Nauki, ubłagawszy starców o wstawiennictwo, za ich pośrednictwem namówił świątobliwego męża, by go przyjął. Otóż, razu któregoś, przykazał Mojżeszowi temu z jednego miejsca na drugie przenosić ziemię, która potrzebna była do użyźnienia grządek pod zioła. Dotarłszy na wskazane mu miejsce, bez zwłoki, Mojżesz ów zabrał się do wykonania poleceń; gdy jednak nastało południe, a z nim upał nieznośny (a był to ostatni miesiąc lata), to przycupnął pod wielkim kamieniem i tam usnął. Ale Pan nasz, Który niczym nie chce zasmucać sług Swoich, ma też obyczaj ostrzegać o grożących im nieszczęściach. Atoli mąż świątobliwy, siedząc w celi swej, w rozmyślaniu o Bogu i o duszy swojej, zapadł w lekką drzemkę – i oto ogląda męża z obliczem świętej szlachetności, który przebudza go i z uśmiechem mu przymawia: „Janie, jakoż to tak beztrosko śpisz, gdy Mojżesz twój w niebezpieczeństwie?”. Zerwie się wówczas Jan, zbrojąc się w modlitwę za ucznia swego. Zaś kiedy ów wieczorową porą powrócił, pyta się go, czy nie spotkała go jakaś groźba, albo jakowaś rzecz niespodziana. A na co ten odpowie: „Ogromny kamień omal mnie nie rozgniótł, kiedy spałem pod nim w południe; ale zdało mi się, że ty mnie przyzywasz, a wtedy natychmiast skoczyłem na nogi, oddalając się śpiesznie”. Ojciec zaś, prawdziwej będąc i wielkiej skromności, nic ze swego widzenia uczniowi nie objawił, a tylko skrytymi szlochy i westchnieniami miłości wysławiał dobroć Bożą.

Mąż ów sprawiedliwy był też i wzorem cnót, był i lekarzem, ludzi od ran ukrytych uzdrawiającym. Człowiek pewien, imieniem Izaak, będąc wielce uciskany przez biesa żądzy cielesnych, już upadłszy na duchu, śpiesznie udał się do świątobliwego i zmagania swe z pokusą ujawnił mu słowami, przeplatanymi szlochaniem. Mąż zaś cudowny, w podziwieniu  dla wiary jego, powiada: stańmy, przyjacielu, razem do modlitwy. Zaś gdy tylko modlitwę zakończyli, a cierpiący jeszcze leżał na wznak, obrócony twarzą ku ziemi,  Bóg uczynił wolę tych, którzy się go boją (Ps 144,  19), aby spełniły się owe słowa Dawidowe; wąż-kusiciel, dręczony natarciami prawdziwej modlitwy, czmychnął, a ów przez niemoc dotknięty, widząc, że wybawiony został od niemocy swej, z wielkim zadziwieniem zasyłał dzięki Sławionemu i sławiącemu Go.

Inni, przeciwnie, podbechtani zawiścią, nazywali go zbytnio  gadatliwym i rzucającym słowa po próżnicy. Lecz on pouczył ich nie słowem, a czynem, i wszem pokazał, że wszystko może w tym, Który umacnia go – w Chrystusie (Fil 4,  12); jako że pozostał w milczeniu cały rok, aż karciciele jego przemienili się w prosicieli upraszających i mówili: zawarliśmy  źródło wiecznie płynącego pożytku, na szkodę powszechnego wszystkich zbawienia. Jan zaś, niezwyczajny odmawiania, posłuchał się ich i na nowo obrał pierwotny życia swego porządek.

A zaś potem wszyscy, zadziwiając się jego we wszystkich cnotach postępami, niczym nowego jakowegoś Mojżesza, niemal siłą podnieśli go do godności przeora, kierującego bracią mniszą, i zawieszając żywą ową pochodnię na wysokości naczelnictwa, dobrzy owi wyborcy nie omylili się: ów bowiem Jan zbliżył się do tajemnej góry, wkraczając w mrok, gdzie nie mają wstępu wtajemniczeni; i wprowadzany po szczeblach ducha, przyjął nakreślone przez Stwórcę reguły i wzory.. Na Słowo Boże otwarł usta swoje, przyzwał Ducha, wyrzucił z siebie słowo, i z zacnej skarbnicy serca swego wyniósł słowa dobra. Osiągnął kres żywota widzialnego podczas nauczania nowych Izraelitów, tzn. mnichów, tym się różniąc od Mojżesza, iż wszedł do niebiańskiego Jeruzalem, a Mojżesz – nie pojmę, jak – nie dostąpił nawet ziemskiego.

Duch Święty przemawiał jego ustami; świadkami jest wielu z tych, którzy zostali wybawieni i po dziś dzień zbawiają swe dusze za jego sprawą. Niezrównanym świadkiem mądrości onego mędrca oraz darowanego przezeń zbawienia był nowy ów Dawid [być może, chodzi o wspomnianego nieco wcześniej Izaaka]. Świadkiem tegoż był i dobrotliwy Jan, świątobliwy nasz pasterz [mowa o nowym igumenie z Raitho, współczesnym autorowi żywota św. Jana Klimaka]. On to, usilnymi swymi prośby, przekonał owego Bożego jasnowidza naszych czasów, aby na pożytek braci zakonnej zstąpił myślą swą z góry Synajskiej i pokazał nam swoje, przez Boga pisane tablice, w których to na powierzchni zawarte są wskazówki do działania, a we wnętrzu ich  – do kontemplacji..

Opisaniem takowym pokusiłem się w słowach niewielu zawrzeć wiele; zwięzłość słów bowiem i w sztuce krasomówstwa urok swój posiada.

Pamięć świętego czcimy: 12 kwietnia oraz w czwartą niedzielę Wielkiego Postu.

Tłum. Jerzy Szokalski, za: prawoslawie.pl

 

Loading