Niedziela czwarta Wielkiego Postu – św. Jana Klimaka
Ew. wg św. Marka 9,17-31
Mądrość Cerkwi polega na tym, że święci Ojcowie, którzy układali kolejność czytań na okres postu zrobili to w ten sposób, żeby wierzący, słuchając w kolejnych niedzielach czytań ewangelicznych, nie stracił wiary, tylko ją wzmacniał. Niedziele przygotowawcze miały za zadanie doprowadzić prawosławnego do początku czterdziesiątnicy w poczuciu własnej grzeszności. Słabość każdego z nas jest dobrze znana Chrystusowi, więc Cerkiew mówiła jak dobra Matka: nie bój się. Jeśli pokajasz się przed Bogiem, odpuści ci grzechy. Tylko i ty odpuść innym ich przewinienia wobec ciebie. Natomiast w okresie Wielkiego Postu każdy z nas zajmuje się prawdziwą pracą nad sobą. Słyszeliśmy w pierwszą niedzielę postu o Nikodemie. Wiemy już, że Bóg jest wszędzie i wszystko widzi. Czyta nawet z serca. Chcielibyśmy usłyszeć od Niego: oto prawdziwy wierzący, w którym nie ma fałszu. Druga niedziela to informacja o tym, że modlitwa za innych może im bardzo pomóc, tak jak Jezus uzdrowił paralityka z powodu wiary jego przyjaciół. Ewangelia trzeciej niedzieli przypomniała o Krzyżu i o ważnych słowach: kto by się mnie wstydził przed ludźmi, tego i Ja będę się wstydził, gdy przyjdę w chwale swojego Ojca. Słowa te oznaczały wierność Chrystusowi w każdych okolicznościach, nawet za cenę majątku czy życia.
Czwarta niedziela to historia chorego, opętanego przez złego ducha dziecka i niedowiarstwo uczniów, którzy nie są w stanie swoją modlitwą go uzdrowić. To pocieszające, że nie tylko ja upadam i moja wiara słabnie. Apostołowie wielokrotnie pokazywali swoje niedowiarstwo, a jednak nie zostali odrzuceni przez Nauczyciela. Mimo, że Jezus zdenerwował się tym niedowiarstwem (słowa Jak długo jeszcze z wami wytrzymam? są tego wymownym świadectwem), pomógł zrozpaczonemu ojcu i miał znowu cierpliwość wyjaśnić uczniom, że niektóre złe duchy wyjdą z człowieka tylko dzięki modlitwom i postowi. Jeśli więc mój post nie jest jeszcze doskonały, to powinienem ćwiczyć się w nim dalej. Jeśli upadłem i mój post osłabł, to nie załamuję rąk, tylko biorę się w garść. Pan zawsze jest gotów mi pomóc tak jak uczniom.
Pewien mnich chciał wygonić biesa z chorej dziewczynki. Przygotowywał się do tego dwa tygodnie: pościł, dużo się modlił i prosił Boga o pomoc. Modlitwa nad chorą dała dobry efekt, bo diabeł opuścił dziecko i została uzdrowiona. Kiedy wszyscy odjechali do domu, mnich zaparzył sobie kawy, usiadł wygodnie w fotelu i zaczął przeglądać gazetę. Przekładając strony spojrzał w głąb pokoju i zdębiał: przed nim stał wygnany zły duch i uważnie mu się przyglądał. Przerażony mnich, nie myśląc długo, zerwał się i czmychnął przez okno. Natychmiast udał się do swego spowiednika i wszystko mu opowiedział. Starzec wyjaśnił mnichowi, że jeśli zamierza zajmować się wyrzucaniem biesów, musi mieć na to błogosławieństwo swojego Starca i już do końca życia pościć i modlić się tak usilnie, jak przez ostatnie dwa tygodnie, bo wyrzucone złe duchy mogą wrócić i w najgorszym wypadku opętać egzorcystę. Dzięki modlitwom mnicha i jego spowiednika zły duch odszedł na zawsze. Ta historia pokazuje, że zabawy spirytystyczne, polegające na wywoływaniu duchów z zaświatów i dusz zmarłych, by z nimi rozmawiać są bardzo niebezpieczne i nie wolno tym się zajmować ani brać udziału w nich jako widz. Kiedy św. Jan Kormiański wyganiał złe duchy, żaden nie wrócił, ponieważ święty zawsze się modlił wiele godzin na dobę. Raz tylko wygnany bies wrócił do chorej dziewczynki, ponieważ św. Jan prosił jej rodziców, aby mu nie płacili. Ci jednak uparli się dać świętemu pieniądze i kiedy wychodzili od niego, wsunęli pieniądze do wiszącej w korytarzu sutanny, a św. Jan tego nie zauważył. W połowie drogi powrotnej dziewczynka nagle zaczęła wykrzykiwać nieludzkim głosem Jednak daliście! Jednak daliście! Rodzice natychmiast wrócili do Kormy i wyjaśnili świętemu Janowi, co zrobili, a ten ich upomniał i znowu wyrzucił złego ducha z dziecka.
Jak postępować, aby robić postępy w życiu duchowym? Podpowiedź znajdziemy w dziele wspominanego dzisiaj świętego Jana Klimaka. Napisał bowiem ten mnich, żyjący w siódmym wieku, traktat pod tytułem Drabina do raju. W swoim dziele św. Jan Lestwicznik (lestwica – z ros. drabina) przekazał mnichom wskazówki, służące jako pomoc w osiągnięciu doskonałości. Święty pouczał Dobry fundament składa się z trzech podstaw i trzech filarów: niewinności, postu i czystości. Dlatego w traktacie znajdziemy wymienione kolejne namiętności, którym człowiek ulega i sposoby walki z nimi. Św. Jan porównuje walkę z nimi do pokonywania kolejnych szczebli drabiny oraz podkreśla, że wysiłki człowieka muszą być połączone z łaską Świętego Ducha, bo wtedy będą naprawdę skuteczne. Zaznacza też, że nie można ślepo iść przed siebie w tym wysiłku. Należy uważnie siebie obserwować i być czujnym, gdyż naszemu postępowaniu przyświeca motywacja. Jeśli motywacja mojego postu nie będzie właściwa, to nie tylko nie osiągnę celu, a jeszcze mogę sobie zaszkodzić, np. gdy poszczę by schudnąć lub żeby mnie ludzie pochwalili.
CIEKAWOSTKA – Czy Jezus naprawdę umarł?
Nie możemy wątpić, że środki bezpieczeństwa, jakie przedsięwzięli Rzymianie, by mieć pewność co do śmierci Jezusa, były skuteczne. Działały. Jezus z całą pewnością był martwy. Historia nie podaje tego faktu w wątpliwość. Doktor Gary Habermas wskazuje, że istnieją ważne dowody Jego śmierci pochodzące ze źródeł niechrześcijańskich. Zalicza się do nich Korneliusz Tacyt (55-120 n.e.), przez wielu uważany za największego historyka starożytnego Rzymu; żydowski uczony Józef Flawiusz (37-97 n.e.) i Talmud żydowski (70-200 n.e.). Habermas stwierdza, że te pisma niechrześcijańskie „najczęściej relacjonują śmierć Jezusa, wspomina o niej dwanaście źródeł. Te świeckie źródła, datowane na około 20 do 150 lat po śmierci Chrystusa, są całkiem wczesne jak na standardy historiografii starożytnej”.
Śmierć Jezusa przez egzekucję pod Poncjuszem Piłatem jest tak pewna, jak tylko cokolwiek, kiedykolwiek w historii może być. Bo gdyby nawet żaden wyznawca Jezusa przez sto lat po Jego śmierci nic nie napisał, wciąż wiedzielibyśmy o Nim od dwóch autorów, którzy nie należeli do Jego zwolenników. Ich imiona to Józef Flawiusz i Korneliusz Tacyt.
Zawzięcie próbując zapobiec jakimkolwiek późniejszym oszukańczym twierdzeniom, że człowiek, którego zamierzali zabić, powrócił do życia, wrogowie Chrystusa wyświadczyli badaczom wielką przysługę, dostarczając mocnych dowodów Jego pewnej śmierci, których nie mielibyśmy w innym wypadku. Fakt, że Jezus został naprawdę zabity, jest tak pewny, jak żadne inne wydarzenie odnotowane w historii.
MYŚLI ŚW. OJCÓW
Nie jest możliwe u człowieka by spędzić dzień pobożnie, o ile nie będzie uważał i o ile nie będzie go uważał za ostatni w swoim życiu.
Aniołowie upaś nie mogą. Jedynie człowiek może upaść ale też i umie , powinien szybko się podnieść. Jedynie demony upadają i podnieść się nie mogą.
Ten, kto naprawdę troszczy się o swoje zbawienie, za zmarnowany uważa każdy dzień w którym nie płacze, nawet jeśli uczynił w nim coś dobrego.
św. Jan Klimak